Dla każdego, kto się interesuje kolarstwem, a w szczególności ściganiem, mogło to być interesujące przeżycie – oglądanie mistrzostw świata transmitowanych przez Eurosport, a tak naprawdę zapisu gry na Zwifcie. Przyznać trzeba, że wyszło to całkiem zgrabnie, nawet jeśli mimo wszystko żywi kolarze na ekranie zamiast awatarów prezentują się lepiej. Sprawny komentarz plus dodatkowe informacje na temat specyfiki Zwifta sprawiały, że łatwiej było zrozumieć, to co się dzieje. Tu zresztą nasi czytelnicy mogli dowiedzieć się więcej dzięki rozmowie z Michałem Kamińskim, jednym z naszych reprezentantów, którą zrobiliśmy jeszcze przed imprezą.
Zalety relacji? Była krótka. Mimo wszystko, w przypadku gry, zdecydowanie lepiej się w nią gra niż na nią patrzy. W przypadku Zwifta jeszcze bardziej – bo zaczynają boleć nogi, ale i działają endorfiny
Fajne było to, że mogliśmy na ekranie na żywo widzieć moce produkowane przez zawodników, bo wszystko działo się na żywo, włącznie ze streamami z domowych jaskiń cierpień
Oczywiście można też było zobaczyć i klasyczne Zwiftowe miejscówki, takie jak przejazd podmorskim tunelem, czy wieżowce Zwifta z Kalifornii. Sam wyścig był rozgrywnay bowiem na trasie Figure Eight Reverse
Stety, albo niestety, sam wyścig był do bólu przewidywalny, jeśli ktoś wcześniej zetknął się ze Zwiftem i ściganiem na nim. Generalnie całość sprowadza się do utrzymania w grupie i dotrwania do ostatniego podjazdu i poprawienia na nim. Nie inaczej było tym razem, zarówno wśród pań, jak i panów.
Co prawda jeszcze przed finalnym podjazdem mogliśmy zobaczyć próby pracy zespołowej – ładna akcja Kanadyjczyków wyglądała obiecująco
Ale finalnie liczyła się czysta, brutalna siła. Te pomarańczowe liczby po prawej stronie nazwisk to moc osiągana na finiszu przez pierwszą dziesiątkę. Tak, są to liczby sięgające 12 watów na kilogram (!). Tym samym też potwierdziło się, że na Zwifcie przewagę mają ci, którzy potrafią wykorzystać jego specyfikę i potrafią się na nim ścigać. Jason Osborne to bardzo mocny zawodnik z przeszłością w wioślarstwie na poziomie olimpijskim, ale nieznany jako kolarz. Reprezentacje, które wystawiły kolarzy klasycznych „analogowych”, nie miały szans. Tym bardziej nie dziwi dobre miejsce naszego najlepszego obecnie specjalisty od e-racingu Michała Kamińskiego, który zajął najlepsze miejsce wśród Polaków w stawce. Polacy walczyli dzielnie, było ich widać – to się liczy. Gratulujemy postawy. Nie zmienia to faktu, że potrzebne jest specjalizacja – to także widać!