60 MINUT W INNYM ŚWIECIE
Jeśli nigdy nie brałeś udziału w wyścigu, oznacza to tylko, że lubisz zjechać z asfaltu w boczną drogę i sprawia ci przyjemność jazda w terenie na dość wąskich oponach z rękami opartymi na kierownicy baranku. Piach, korzenie, trochę schodów pod blokiem, trochę błota, niskie słońce, szron na liściach w zacienionych zakamarkach, cienki lód na kałużach chrupiący pod kołami…
To wszystko, co dostajesz w sobotnie, jesienne południe, gdy jedziesz na swoim gravel bike’u na przejażdżkę do lasu, jest również w przełajach. Ale są też pobudki w środku czarnej nocy, deszczowe świty w samochodzie, błoto takie, że przestają kręcić się koła, mróz, wiatr, lodowaty deszcz, świszczący przez 60 minut oddech i skupienie na takim poziomie, że znika cała rzeczywistość. Przez 60 minut! Potem jest grochówka. A chwilę wcześniej zrzucanie z siebie brudnych ciuchów między dwojgiem otwartych drzwi samochodu.
DLA KOGO TEN SPORT?
To nie do końca tak, że to sport dla niesamowitych twardzieli. Nie można oczywiście być mazgajem, trzeba się sprężyć mimo kiepskiej pogody, trochę pomarznąć na starcie, a potem bez prysznica szybko przebrać w coś suchego. To jednak nie wyścig bez wsparcia przez cały kontynent, nie etapówka w czterdziestostopniowym upale, nie Tour de France. Przełaje to kilkadziesiąt minut wysiłku w pełnym skupieniu, konkurs na najmniejszą liczbę błędów. Przełaje to euforia związana z doznaniem „flow”, gdy pochłania cię czynność, której się oddajesz, potworny wysiłek i zupełne zatracenie. Cyclocross to bardziej narkotyk, którego się chce, niż sposób na udowodnienie sobie, jakim jest się twardym.
NA CZYM TO POLEGA?
Wyścigi przełajowe rozgrywane są na terenowych rundach, gdzie występują elementy utwardzone, fragmenty piaszczyste, schody, przeszkody i podbiegi wymagające zejścia z roweru, spora ilość nawrotów oraz podjazdy, zjazdy i szybkie proste. W cyclocrossie zawodnik nie ma do czynienia z karkołomnymi trudnościami technicznymi w postaci niebezpiecznych pasaży po głazach, mostkach czy uskokach. Zwykle trasy są przejezdne dla średnio zaawansowanego niedzielnego rowerzysty i trudność wyścigu polega na pokonaniu elementów trasy z jak najwyższą prędkością, przy jednoczesnym ograniczeniu liczby błędów mogących wpłynąć na sumaryczny czas przejazdu.
Ze względu na warunki, w jakich odbywają się wyścigi, przyjęto, że zawodnik może dowolną ilość razy w czasie trwania wyścigu zmienić rower (na sprawny/czysty/na innym ogumieniu), pod warunkiem że dokonuje tego w boksie serwisowym, przez który nie może przejechać, siedząc na rowerze. Jego załoga w czasie trwania wyścigu może pracować nad tym, by kolejny sprawny rower czekał przy każdym okrążeniu. Oznacza to, że zawodnik dysponujący jednym rowerem, niemający swojego teamu i sztabu mechaników, skazany jest na własne palce, gdy błoto zalepi koło i hamulce w jego rowerze. Wjazd na ostatnie okrążenie sygnalizowany jest przez sędziego dzwonkiem, ale walka między zawodnikami trwa zwykle do samej mety. Specyfika tego sportu oznacza, że wszystko może się wydarzyć, a zawodników eliminują czasem defekty, upadki lub duża liczba błędów na ostatnim okrążeniu, które pokonuje się na ogromnym zmęczeniu.
TAKIE MTB?
Nie. Rower przełajowy ma niewiele wspólnego z rowerem górskim. Z daleka można pomylić go z szosówką, z bliska z jej szutrowym bratem – gravel bikiem. Przełajówka zbudowana jest na sztywnej ramie o dużym głównym trójkącie i małym slopingu rury poziomej (by łatwo było rower zarzucić na ramię), na obręczach 28”, z kierownicą barankiem, bez koszyka na bidon (w czasie wyścigu jazda z bidonem jest zabroniona, chyba że temperatura powietrza przekracza +20 stopni Celsjusza, wtedy dopuszczalne jest podanie zawodnikowi napoju). Rower przełajowy definiują opony. Są jedynym elementem wyposażenia roweru, który może podlegać szczegółowej kontroli przed startem, a ich dopuszczalna szerokość wynosi 33 milimetry.
Jedynym elementem, który przełaj pożyczył od górala, są hamulce tarczowe, traktowane na szosie ze sceptycyzmem, w cyclocrossie stanowią o dynamice jazdy i właściwie nie wymienia się ich wad. Starsze rowery wciąż jeżdżą na hamulcach typu cantilever i również mają swoich zwolenników, jako że są lżejsze i działając bardziej jako spowalniacze niż rzeczywisty hamulec, uczą ograniczonego z nich korzystania. Przecież kto hamuje, ten przegrywa!
ILE KILOMETRÓW PRZEJECHAŁEŚ?
W przełajach nigdy nie wiesz, jaki czeka cię dystans. Fatalnie, prawda? Nie do końca. Sezon przełajowy trwa zwykle od września do stycznia. Czasem trafi się piękna pogoda, zwykle jednak starty to szarówka, chłód, deszcz i błoto. Start na dystansie podanym z góry oznaczałby, że jeśli warunki będą trudne, spędzisz na trasie znacznie więcej niż godzinę, wychłodzisz organizm i stracisz dużo sił. Stając na starcie, przełajowiec wie, że czeka go godzina „przepału”. Dystans jest nieważny, ważna jest liczba okrążeń, a tę sędziowie podają po pierwszej pokonanej przez zawodników rundzie. Kobiece ściganie jest krótsze i trwa od trzydziestu do czterdziestu minut. Nawet jeśli z początku brzmi to dziwnie, jest w tym wiele rozsądku i pierwsze starty pozwalają szybko się do tego systemu przyzwyczaić.
TERAZ TO WYMYŚLAJĄ NOWE SPORTY!
Początki cyclocrossu sięgają wczesnych lat dwudziestego wieku, kiedy zawodnikom startującym w lokalnych, krótkich wyścigach szosowych pozwalano skracać drogę przez pola, ogrodzenia i farmy, by szybciej mogli dotrzeć do sąsiedniego miasteczka, gdzie czekała meta. Wielu zawodników korzystało z indywidualnych umiejętności jazdy w terenie, zyskując w ten sposób przewagę nad rywalami. Tego typu krótkie wyścigi były zimą doskonałym treningiem, gwarantującym lepszy początek sezonu, a elementy biegu przez nieprzejezdne fragmenty trasy traktowano jako dodatkową formę rozgrzewki dla zmarzniętych kończyn.
Francuz Daniel Gousseau uznawany jest za prekursora wyścigów przełajowych. Z jego inicjatywy w 1902 roku zorganizowano pierwsze Mistrzostwa Francji w cyclocrossie. Gdy w 1910 roku Octave Lapize, zwycięzca Tour de France, ogłosił, że swój sukces zawdzięcza zimowym startom w wyścigach terenowych, popularność dyscypliny zaczęła docierać do krajów ościennych. Kolejne wkrótce podjęły się organizacji swoich mistrzostw, i tak Belgia w 1910 roku jako druga mogła ogłosić swoich czempionów. Następne były Szwajcaria (1912), Luxemburg (1923), Hiszpania (1929) i Włochy (1930). Le Critérium International de Cross‑Country Cyclo‑Pédestre zorganizowany w 1924 roku w Paryżu jest uznawany za pierwszy międzynarodowy wyścig przełajowy na świecie. Czterdzieści lat po narodzinach cyclocrossu, w roku 1940 UCI oficjalnie ogłosiła reguły obowiązujące w dyscyplinie, a dziesięć lat później odbyły się w Paryżu pierwsze mistrzostwa świata.
KRAJOWE ŚCIGANIE
W Polsce zawody przełajowe odbywają się głównie w ramach Pucharu Polski w Kolarstwie Przełajowym, gdzie od startujących wymaga się aktualnej licencji wydanej przez Polski Związek Kolarski. Jednakże na skutek rosnącego zainteresowania środowiska i stale rosnącej popularności dyscypliny, na którą wpływ miało wiele czynników, między innymi dostępność sprzętu i popularność pokrewnego MTB, organizatorzy otwierają się obecnie na amatorów chcących spróbować swoich sił w tej zimowej dyscyplinie. Kilka znanych postaci polskiej sceny przełajów poprosiliśmy o podzielenie się refleksjami dotyczącymi historii, specyfiki, treningów, startów w mistrzostwach świata i bolączek polskich przełajów.
ANDRZEJ KAISER
Obecny Mistrz Polski w kolarstwie przełajowym w kategorii masters IIb. Trudno znaleźć kolarską dyscyplinę, w której Andrzej nie stał na podium. Ma takie doświadczenie, że można by spędzić z nim zimę na bezludnej wyspie i pewnie do wiosny nie skończyłyby mu się kolarskie historie.
Przełaje wróciły do łask, na Mistrzostwach Polski 2018 w Koziegłowach wystartowało 500 zawodników z licencją PZKol. Pamiętasz, jak wyglądały przełaje 15 lat temu? Kto w nich startował? Czy były ważne w planach treningowych zawodników, czy planach klubów kolarskich? Jak dużo ludzi brało udział w zawodach?
Pamiętam doskonale czasy, gdy zaczynałem się ścigać w przełajach. Zawodników startowało wtedy jeszcze więcej niż teraz. Mistrzostwa Polski poprzedzały tak zwane eliminacje strefowe. Polska podzielona była na cztery strefy i w każdej z nich trzydziestu do czterdziestu zawodników z kategorii rywalizowało ze sobą o kwalifikacje do mistrzostw.
Przełaje traktowano jak przygotowanie do sezonu szosowego?
W tej chwili mamy podział na specjalizacje. Kiedyś przełajowiec był szosowcem, który zimą starał się nie stracić formy. W tej chwili wielu przełajowców, zwłaszcza tych z czołówki światowej, traktuje przełaje jako swoją główną dyscyplinę, latem ścigając się czasem w MTB lub na szosie. O tym, jak mocna jest światowa przełajowa czołówka, może świadczyć fakt, że w Arctic Race of Norway na podium staje Mathieu van der Poel, wygrywając klasyfikację punktową, jednocześnie stając w tym sezonie również na podium Pucharu Świata MTB.
Co twoim zdaniem przyczyniło się do obecnego renesansu dyscypliny? Dostęp do sprzętu, czy może coś innego?
Dostępność sprzętu na pewno ma znaczenie. Kiedyś mieliśmy Jana Antkowiaka, który sprowadzał pojedyncze używane rowery z Belgii i Holandii, teraz każda z firm w branży ma przynajmniej dwa modele przełajówek w swojej ofercie. Popularność graveli też troszkę się do tego przyczyniła, w końcu na gravelowym rowerze, po zmianie opon na 33‑milimetrowe, też można w przełaju wystartować.
Dużą rolę odegrał Internet. Właściwie trudno nawet oszacować, jak wielki miał i wciąż ma wpływ na odrodzenie kolarstwa przełajowego w Polsce. Przełaje to swoista kultura, styl życia, podejście do kolarstwa, które dobrze się w ostatnich czasach przyjmuje. Internet i media społecznościowe odegrały swoją rolę w kształtowaniu i popularyzacji takiego wizerunku. Poza tym Internet to również dostęp do informacji o zawodach, do relacji z nich oraz szeroki dostęp do sprzętu.
Jest też trzeci powód. Przełaje to bardzo widowiskowa dyscyplina, trzykilometrowa runda, trudności techniczne, zmaganie z pogodą, rywalami… To przyciąga kibiców i pociąga samych zawodników. Troszkę szkoda, że na rodzimym podwórku organizatorzy i Związek tego nie dostrzegają. Do tej pory (20 sierpnia) nie znamy kalendarza na sezon 2018/2019. Kolarstwo przełajowe nie jest dyscypliną olimpijską i traktowane jest trochę po macoszemu. Zazdroszczę Czechom ich ToiToi Cupu i pełnej relacji w publicznej telewizji, z komentarzem ekspertów, wynikami na żywo i wywiadami. Śmiejemy się trochę z tego ich sponsora, ale strasznie im zazdrościmy.
Zresztą wielu czołowych polskich zawodników ściga się za południową granicą i bardzo sobie ceni to doświadczenie: ciężkie, techniczne i siłowe trasy, i wysoki poziom zawodników. Życzyłbym sobie, by umożliwiono młodzieży uczestnictwo w zawodach tej klasy w Polsce, by organizatorzy i sędziowie dbali o to, by młodych ludzi do przełajów i do rywalizacji w nich zachęcać. W tej chwili środowisko wciąż nie czuje, że zawodnik jest ważny, że to dla niego organizowane są zawody, że docenia się trud jego treningu, dojazdu na zawody, dbałości o sprzęt i rywalizacji w często niesprzyjających warunkach. Wierzę, że przyjdą jeszcze dobre czasy dla przełajowców, bo to piękna dyscyplina.
Dlaczego startujesz w przełajach po całym sezonie ścigania?
Bardzo lubię przełaje. Kiedyś trochę je „odstawiłem”, teraz wracam. Ten sport daje dużo frajdy, rower potrafi zastąpić górala, atmosfera jest zupełnie inna niż na maratonach czy na szosie, bo jest widowisko, adrenalina, niesamowita intensywność, bo ważne są wszystkie elementy przygotowania, bo każdy błąd to strata, bo „kto hamuje, ten przegrywa”. Przełaje wymagają bardzo wszechstronnego przygotowania, to taka ogólnorozwojówka, czyli to, co polecam młodym. Trzeba być szybkim, silnym, dobrze panować nad rowerem, trzeba biegać, skakać, być skupionym.
Z drugiej strony sezon przełajowy w Polsce trwa od końca września do początku stycznia, w związku z tym mogę ścigać się intensywnie całą zimę, a potem odpocząć i zacząć przygotowania do sezonu letniego. Nie jest to dla mnie aż tak wielkie obciążenie, a pomaga mi utrzymać formę. W tym roku, w zależności od tego, jak ukształtują się pewne „ważniejsze” plany, być może mniej intensywnie podejdę do Pucharu Polski, natomiast na pewno wystartuję w Mistrzostwach Polski w Strzelcach Krajeńskich. To kolebka polskiego cyclocrossu, tam każdy jeździ na rowerze i tego nie chciałbym przegapić.
MAREK KONWA
Obecny Mistrz Polski w kolarstwie przełajowym. Utytułowany zawodnik cross country, od wielu lat jeden z najlepszych zawodników w kraju, świetny technicznie na góralu, wyraźnie przenosi swoje umiejętności do CX.
Masz międzynarodowe obycie w różnych dyscyplinach rowerowych, z sukcesami w XC na czele. Co twoim zdaniem jest najważniejsze, by osiągać sukcesy sportowe w przełajach i dlaczego tak trudno jest nam przebić się do światowej czołówki?
Wydaje mi się, że głównym problem może być bardzo mała liczba wyjazdów młodych zawodników, czyli juniorów młodszych i juniorów, za granicę. Nie trzeba wcale daleko jeździć, w Czechach i na Słowacji jest mnóstwo zawodów CX. Widzę po sobie, że jak mniej startuję za granicą, mój poziom sportowy bardzo szybko spada. Na liczbę wyścigów przełajowych w Polsce nie możemy narzekać, jest ich naprawdę sporo.
Do sezonu przełajowego przygotowujesz się celowo, czy to płynne przejście z lata i praca na już przygotowanym gruncie?
Z każdym sezonem moje przygotowania do przełajów zaczynam wcześniej, całkiem możliwe, że przełaj stanie się niedługo moją główną dyscypliną. W poprzednich latach łączyłem sezon MTB i przełajowy, a po krótkiej przerwie i bez znaczących przygotowań zaczynałem sezon CX z biegu. Nie jest to dobre i profesjonalne niestety, w końcu organizm mówi stop…
Czy żeby startować w przełajach trzeba specjalnie trenować określone elementy techniki? Czym różni się jazda na rowerze przełajowym od jazdy na rowerze XC? Z technicznego punktu widzenia, czy przełaje są łatwiejsze od cross country?
W przełaju warto się skupić na kilku podstawowych elementach. Na pewno jest to bieganie i skoki przez przeszkody oraz szybkość pokonywania zakrętów. Rower CX jest całkiem inny od roweru do cross country, zaczynając od pozycji po prowadzenie się w zakrętach. Uważam, że przełaj jest jedną z lepszych form przygotowania do sezonu MTB, tak naprawdę osobiście nie wyobrażam sobie startowania na MTB po całej zimie bez wyścigów CX.
MARTA TUROBOŚ
Obecna Mistrzyni Polski w kolarstwie przełajowym. Znana przede wszystkim kibicom XCE, czyli eliminatora, dyscypliny MTB polegającej na krótkich sprintach na jednej rundzie, gdzie w każdym wyścigu bierze udział czterech zawodników. Dwóch przechodzi dalej, dwóch odpada z rywalizacji.
Czy MTB pomaga w cyclocrossie?
Moim zdaniem zdecydowanie tak. W cyclocrossie startują w zasadzie dwie grupy zawodników. Pierwsza to ta, która łączy MTB z przełajem, a druga ta, która łączy cyclocross z szosą. Ostatnio pojawiają się również zawodnicy, którzy łączą wszystkie trzy odmiany, np. MVDP. Zarówno jedno, jak i drugie rozwiązanie pozwala się bardzo dobrze przygotować, a o tym, czy ktoś potrzebuje dodatkowego treningu w terenie, czy nie, decydują indywidualne preferencje i umiejętności.
Na Mistrzostwach Świata w kolarstwie przełajowym w Valkenburgu w Holandii byłaś jedyną reprezentantką Polski w Elicie. Pamiętasz swoje wrażenia?
Światowy cyclocross to zupełnie inna bajka. To, co widzimy w Polsce, jest jedynie namiastką kolarstwa przełajowego. Do MŚ nie byłam optymalnie przygotowana, ponieważ mój sezon przełajowy był mocno okrojony za sprawą startu w Mistrzostwach Świata XCE w listopadzie w Chinach. Największą niespodzianką okazała się dla mnie trasa, która była wręcz górska, a nawierzchnia na niej to najbardziej błotniste błoto, jakie widziałam. Legendarna atmosfera to coś, jak Nové Město na Moravě do kwadratu. Po prostu szał na kolarstwo. Przepaścią, która oddziela nas od „świata”, jest zdecydowanie zaplecze techniczne. To, jaką ilość sprzętu ma każdy zawodnik i jak wielu ludzi zaangażowanych jest w obsługę, może być niewyobrażalne dla kogoś, kto przełaj ogląda jedynie w relacjach internetowych. U nas zazwyczaj na ośmiu zawodników przypada jeden trener, który robi wszystko, a tam proporcje są zupełnie odwrotne.
Czy przełaj jest dla ciebie ważny? Kiedy w maju, czerwcu wychodzisz na trening, myślisz o jesiennych przełajach, czy to po prostu takie przedłużenie sezonu MTB, które warto wykorzystać?
Przełaj zawsze był dla mnie ważny, ale to MTB grało pierwsze skrzypce. Uwielbiam cyclocross i raczej nigdy z niego nie zrezygnuję. Sprawę komplikuje jednak to, że poszłam w kierunku XCE, w którym mistrzostwa świata rozgrywane są w listopadzie, tydzień po mistrzostwach Europy w przełajach. Eliminator to konkurencja mocno sprinterska i przygotowanie się do niej to jednak zupełnie inny trening niż pod CX. W tym roku chciałabym również powalczyć o najwyższe cele i być może poprawić zeszłoroczne czwarte miejsce, więc ponownie przełaj zacznę raczej w drugiej części sezonu. Niemniej „taplanie się w błocie” zawsze daje mi ogromną frajdę i czasem nawet w środku lata myślę sobie, jak fajnie byłoby pojeździć trochę na nieco węższych oponach terenowych.
Od Redakcji: Marta w sezonie 2019 boryka z się z kłopotami zdrowotnymi, jednak wciąż aktywnie udziela się w sporcie! Szybkiego powrotu do zdrowia i ścigania życzy redakcja Tour-u.
MIROSŁAW BIENIASZ
Obecny Mistrz Polski XCO. Jeden z najbardziej utytułowanych polskich amatorów. Od lat na pudle lub bardzo blisko niego, głównie w MTB, ale również w przełajach. Oprócz tego, że sam się ściga, jest twórcą i trenerem KCP Bieniasz Bike Team, szkoli młodzież, wozi na zawody, dopinguje. Jest ze swoim teamem na każdych zawodach Pucharu Polski.
Łatwo jest przekonać młodego zawodnika do przełaju? Wiadomo, że to ciężka dyscyplina, w której nie ma radosnego „bycia razem”, jakie można sobie wyobrazić na szosie, czy w MTB. Jest zimno, każdy chce jak najszybciej wrócić do domu. Co jest w przełajach kuszącego?
Cyclocross to bardzo trudna dyscyplina kolarska, techniczna, wymagająca ogromnej siły i dynamiki. Wyścigi przełajowe odbywają się porą jesienno‑zimową, pogoda nie rozpieszcza, a warunki do ścigania są bardzo trudne. Często zdarza się błoto, a podłoże jest bardzo śliskie i wymaga dużych umiejętności technicznych, by sobie radzić w zakrętach. Nie wspomnę o niskich, ujemnych temperaturach… Zimowe ściganie trzeba bardzo lubić, aby w nim uczestniczyć. Wyścigi za granicą są bardzo widowiskowe i trochę nakręcają do ścigania, ale najlepsza w tym jest dynamika wyścigu i rywalizacja od startu do mety. Często pojedynczy błąd techniczny, czy też źle dobrane ogumienie, decyduje o pozycji na mecie. Sekundowe różnice czasowe między zawodnikami powodują, że ściganie na trasie trwa do ostatnich metrów wyścigu i chyba to nakręca najbardziej.
Jak wielu twoich wychowanków ściga się w przełajach, proporcjonalnie w porównaniu z cross country?
Bardzo trudno jest namówić jakiegokolwiek zawodnika do zimowego ścigania. Z drugiej strony perspektywa lepszego treningu podczas zawodów CX i osiągnięcie wyższego poziomu na sezon letni są bardzo kuszące. Moi młodzi zawodnicy nie mieli nigdy większych oporów przed zimowym ściganiem i trenowaniem, dobre rezultaty były widoczne przez kilka sezonów. Bez wyjątku wszyscy spróbowali, jak to jest. Rezultaty były różne, ale kilka medali mistrzostw Polski zdobyliśmy. Na pewno było warto. W cyclocrossie można zdobyć bardzo bogate doświadczenie i wyrobić sobie twardy charakter, nie wspomnę o doskonałej technice jazdy w trudnych warunkach.
Co byś zmienił na polskiej scenie przełajowej, by przyciągnąć do niej więcej młodych ludzi? Trasy, zawody, organizacja, dostęp do sprzętu, nagrody, system szkoleń, większa liczba klubów, promocja w mediach?
Największym ograniczeniem w uczestniczeniu młodzieży w wyścigach CX jest sprzęt. Jak wiadomo, do przełajów potrzebny jest kolejny rower, a najlepiej dwa, aby zaistnieć. Do tego potrzebne są zapasowe koła na warunki błotne i suche. Wielu młodych zawodników startuje na rowerach, które mają po 20 i więcej lat! To są rowery, które powinny trafić na złom, ale większość klubów nie ma pieniędzy na lepszy sprzęt. Kolarstwa przełajowego nikt nie chce finansować, ponieważ nie jest dyscypliną olimpijską, choć wyścigom towarzyszą rzesze kibiców. Na zachodzie cała zabawa wygląda bardzo profesjonalnie. Każdy zawodnik, który chce się ścigać i jest dobry, dostaje tyle sprzętu, ile potrzebuje do wygrywania. Mają ogromne wsparcie mediów, a to dodatkowo nakręca całą karuzelę. U nas media milczą. W Czechach w porze obiadowej można w telewizji obejrzeć zimowe zmagania kolarzy, u nas głupie teleturnieje przeplatane reklamami medykamentów!
Każdy z nas wie, jak trudno pozyskać sponsorów, aby chcieli wspomóc kolarstwo. Gdybym miał taką możliwość, zaangażowałbym media do promocji kolarstwa przełajowego i zawodników. Przecież zimą w sporcie niewiele się dzieje, redaktorzy mieliby o czym pisać. Zapewniłbym widowiskowe trasy dla kibiców z zapleczem dla zawodników. Tak jak to było, gdy kilka takich wyścigów organizowałem w Tarnowie przy centrum handlowym Gemini Park Tarnów. Zawodnicy mieli komfortowe warunki przed i po starcie. Nagrody finansowe także przyciągają zawodników, są lepsze niż w wyścigach MTB. Gdyby były wyższe za klasyfikację generalną Pucharu Polski, to motywacja do regularnych startów byłaby jeszcze większa. Wszystko jednak zależy od dobrej promocji medialnej. Gdy zacznie się o tym mówić, promować, wspierać, to i widowisko ma szansę być na najwyższym poziomie. Każdy będzie chciał w tym uczestniczyć, i zawodnik, i kibic!
Przeczytaj również:
Tekst pochodzi z numeru 3/18 Tour, który możecie kupić TUTAJ